Nasz syn skończył parę dni temu półtora roku. Czas
przeleciał jak szalony i coraz mniej pamiętam z życia przed narodzinami. Z tej
okazji pomyślałam, że mogę zrobić pierwsze podsumowanie, które może komuś, kto
planuje potomka,
a zastanawia się jak jego życie się zmieni i czym pachnie życie z niemowlakiem, pomoże J
a zastanawia się jak jego życie się zmieni i czym pachnie życie z niemowlakiem, pomoże J
Co zmieniło się kiedy na świat przyszedł nasz pierworodny? Zapraszam do lektury.
Mówili, że jak urodzi się dziecko, to wszystko się zmieni.
Mówili, że nie będę miała czasu na wszystkie swoje dotychczasowe zajęcia, nie
będę miała czasu dla siebie, prawdopodobnie będę musiała zrezygnować z pracy, w
ogóle dużo mówili J
Że nie mam pojęcia o dzieciach, o przewijaniu, karmieniu, o tym jak wygląda
cała ta martyrologia macierzyństwa polskiego, a którego smak poznam na własnej
skórze. Że zakopię się w pieluchach, przecieranych zupkach, że życie się kończy
i zostają cztery ściany domu i proza życia. Nigdy nie było mi po drodze z prozą
życia, więc odrobinę się przeraziłam, że będę czytać codziennie tę samą
książkę. Nie lubię dwa razy czytać tej samej książki, choć nie wiem jak wybitna
by była.
W jednym wszyscy
mieli rację, że wszystko się zmieni, że świat wywróci się do góry nogami, ale niewielu wspominało, że na tę jasną stronę mocy. Całą ciążę uparcie żyłam
aktywnie, w miarę możliwości oczywiście, bo jak mnie rwa kulszowa poskładała,
to aktywność wydawała się nierealnym marzeniem. Straszono mnie najgorszymi
strasznościami świata kobiet w ciąży, na szczęście natura była dla mnie łaskawa
i stan ciąży był jednym z najfajniejszych okresów
w moim życiu. Do końca starałam się zachować „człowieczeństwo” i nawet jadąc do szpitala, dopakowując torbę, zastanawiałam się czy aby rzęs nie pociągnąć jeszcze tuszem, żeby „godnie” przywitać syna, ale jednak za bardzo ręce mi się trzęsły z nerwów, więc makijaż sobie darowałam, matka bez oka nie zrobiła by chyba najlepszego pierwszego wrażenia J Po tak pięknym stanie błogosławionym, pomyślałam sobie, że moje macierzyństwo też może być piękne i wolne od tych straszaków wyłażących z każdego kąta.
w moim życiu. Do końca starałam się zachować „człowieczeństwo” i nawet jadąc do szpitala, dopakowując torbę, zastanawiałam się czy aby rzęs nie pociągnąć jeszcze tuszem, żeby „godnie” przywitać syna, ale jednak za bardzo ręce mi się trzęsły z nerwów, więc makijaż sobie darowałam, matka bez oka nie zrobiła by chyba najlepszego pierwszego wrażenia J Po tak pięknym stanie błogosławionym, pomyślałam sobie, że moje macierzyństwo też może być piękne i wolne od tych straszaków wyłażących z każdego kąta.
No i przyszła godzina zero, stało się, co miało się stać i 9
listopada 2016
o 11:06 było nas już troje. I było cudownie, świat zawirował,
emocje sięgnęły zenitu, ból również, ale wszystko się zrównoważyło, wytłumiło,
zbalansowało.
Balans - to jest dobre słowo. Nagle wszystko się zmieniło,
ale zyskało prawidłowe proporcje, przewartościowało się. Bałam się, że miłość,
którą mam w sobie będę musiała podzielić już na dwóch mężczyzn i jak to zrobić,
a okazało się, że faktycznie nie znam się na matematyce i działania mi się
pomyliły, bo miłość się mnoży, a nie dzieli. O ja, głupia, polonistka ;)
Rozmnożyło jej się tyle, że jeszcze
w szpitalu, pod wpływem koktajlu hormonalnego, łzy się lały strumieniami ze szczęścia, chciałam wstać z tego łóżka i biec w świat i krzyczeć z radości, tymczasem ledwo mogłam zgięta w pół, trzymając się czego mogłam po drodze, dokuśtykać pingwinim krokiem do łazienki J No cóż, innym razem J
w szpitalu, pod wpływem koktajlu hormonalnego, łzy się lały strumieniami ze szczęścia, chciałam wstać z tego łóżka i biec w świat i krzyczeć z radości, tymczasem ledwo mogłam zgięta w pół, trzymając się czego mogłam po drodze, dokuśtykać pingwinim krokiem do łazienki J No cóż, innym razem J
No i na tym można by skończyć to, w czym wszyscy
teoretycznie mieli rację – świat zawirował. Potem podobno miało być tylko
gorzej, z czego brak snu na początku faktycznie dawał mi porządnie w kość, ale
reszta kompletnie się nie sprawdziła. Kłótnie z partnerem i koniec romantyzmu –
co za bzdura! Dzięki dziecku, poznaliśmy się od niemal każdej strony, weszliśmy
na wyższy poziom bycia ze sobą, miłość się mnożyła, a kłótni generalnie nie
zarejestrowałam. Podobno na najlepsze trzeba poczekać i warto było czekać
niemal 30 lat życia na takiego partnera, którego pomoc była i jest nieoceniona,
wsparcie fizyczne
i psychiczne, poczucie humoru ratujące trudne sytuacje, to jest chyba moja tajna broń szczęśliwego macierzyństwa i tego, że nasze życie owszem zmieniło się, ale jest naprawdę fajne.
i psychiczne, poczucie humoru ratujące trudne sytuacje, to jest chyba moja tajna broń szczęśliwego macierzyństwa i tego, że nasze życie owszem zmieniło się, ale jest naprawdę fajne.
Mówili, że będzie trudno i ciężko i utkniemy w domu.
Owszem,
jest trudno i ciężko jeśli o logistykę chodzi. O to, jak zorganizować pracę i
opiekę dla Olafa, musimy ściśle dopasowywać swoje grafiki, planować na długo do
przodu. Planowanie było dla mnie zawsze obce, mimo posiadania kalendarzy
i notesów, w których nie miałam czasu nic zapisywać, moje życie to był żywioł
i chaos i w tym się odnajdowałam najlepiej. I wcale nie utknęliśmy w domu – pierwszą dłuższą podróż odbyliśmy z nim jak miał ledwo ponad miesiąc, jak miał pół roku przejechaliśmy Polskę z południa na północ i podróże to żaden problem poza…pakowaniem. Tak, pakowanie i rozpakowywanie to zmora, która mnie prześladuje. Zawsze, ale to zawsze, zapomnę jednej rzeczy, która okazuje się nagle istotna. Pocieszam się tym, że nigdy jeszcze dziecka nie zapomnieliśmy, wtedy byłaby to już porażka na całej linii J
i notesów, w których nie miałam czasu nic zapisywać, moje życie to był żywioł
i chaos i w tym się odnajdowałam najlepiej. I wcale nie utknęliśmy w domu – pierwszą dłuższą podróż odbyliśmy z nim jak miał ledwo ponad miesiąc, jak miał pół roku przejechaliśmy Polskę z południa na północ i podróże to żaden problem poza…pakowaniem. Tak, pakowanie i rozpakowywanie to zmora, która mnie prześladuje. Zawsze, ale to zawsze, zapomnę jednej rzeczy, która okazuje się nagle istotna. Pocieszam się tym, że nigdy jeszcze dziecka nie zapomnieliśmy, wtedy byłaby to już porażka na całej linii J
Podobno miałam nie mieć czasu dla siebie.
Owszem, nie
odbywam codziennych kąpieli połączonych z domowym spa, a rano, póki nie wróciłam
do pracy, ograniczałam się do szybkiego prysznica w miarę możliwości i tuszu na
rzęsy, ale staram się raz w miesiącu ogarnąć swoje paznokcie, raz na pół roku
włosy u fryzjera poskromić, myję się codziennie, makijaż robię codziennie, jak
zostaje w domu, to na ogół się nie czeszę, bo włosy jeszcze na ślepo wiążę w
supeł, ale myślę, że nie jest źle. Rzadko wychodzę na zakupy, pomijam
żywnościowe, ale wolę chyba już je robić przez internet, szybciej i bez
wychodzenia z domu. No i punkt, o który pytały mnie koleżanki, nieposiadające
jeszcze dzieci – nie, nie brakuje mi imprezy J
Owszem, na początku, jak czułam się trochę więźniem w domu i diametralnie
zmienił się styl życia, siedząc z dzieckiem dzień i noc w domu masz pragnienia
wyjścia na piwo.
I na piwo zawsze chętnie wyjdę posiedzieć, pogadać o życiu bądź zwyczajnie
o pierdołach, ale nie mylmy tego z imprezą. W swoim życiu chyba się już wyszalałam po prostu, swoje wypiłam, swoje wytańczyłam, organizm ma dość. Albo po prostu z tego wyrosłam, podobno przychodzi taki moment w życiu, że się wyrasta z regularnego szlajania się po mieście z butelką wina i tańców nad ranem na barze ;) Podobno, bo myślę, że epizody się jeszcze później w matczynym życiu zdarzają, jeszcze nie doświadczyłam, ale nigdy nie mów nigdy J
I na piwo zawsze chętnie wyjdę posiedzieć, pogadać o życiu bądź zwyczajnie
o pierdołach, ale nie mylmy tego z imprezą. W swoim życiu chyba się już wyszalałam po prostu, swoje wypiłam, swoje wytańczyłam, organizm ma dość. Albo po prostu z tego wyrosłam, podobno przychodzi taki moment w życiu, że się wyrasta z regularnego szlajania się po mieście z butelką wina i tańców nad ranem na barze ;) Podobno, bo myślę, że epizody się jeszcze później w matczynym życiu zdarzają, jeszcze nie doświadczyłam, ale nigdy nie mów nigdy J
Zmieniło się również to, że oboje mamy więcej pracy.
Czy
zmienił się stopień zmęczenia i wyczerpania? Pewnie tak, ale w trochę innym
sensie. Zmęczenie pracą pozostaje to samo, ale dochodzi niedospanie i praca na
drugi „macierzyńsko-tacierzyński” etat. Przesunęły się granice wytrzymałości.
Wiem, co to zgon ze zmęczenia pracą, bo miałam okresy kiedy pracowałam cały
miesiąc bez dnia wolnego i wracając kiedyś po takim maratonie do domu, zasnęłam
na siedząco w szpilkach i kurtce puchowej, siadając z zamiarem zdjęcia butów.
Ocknęłam się przewieszona przez łózko o 3 nad ranem, a o 7 znów pobudka and
show must go on. Ale będąc matką, doznałam stanu zmęczenia
i niewyspania o kilka wymiarów wyżej. Zmiana polega też na tym, że weekendy nas nie obowiązują, nie odeśpię tygodnia w sobotę, czy zarwanych trzech nocy
z rzędu w niedzielne przedpołudnie. I nie chodzi tu o narzekanie i licytowanie się kto ma gorzej, kto bardziej zmęczony czy niewyspany, ale pamiętajcie pierwsze przykazanie: Nie mów matce, że jesteś zmęczony/a czy niewyspany/a, nawet jeśli nie skomentuje, wiedz, że w jej myślach zginąłeś już trzy razy ;)
i niewyspania o kilka wymiarów wyżej. Zmiana polega też na tym, że weekendy nas nie obowiązują, nie odeśpię tygodnia w sobotę, czy zarwanych trzech nocy
z rzędu w niedzielne przedpołudnie. I nie chodzi tu o narzekanie i licytowanie się kto ma gorzej, kto bardziej zmęczony czy niewyspany, ale pamiętajcie pierwsze przykazanie: Nie mów matce, że jesteś zmęczony/a czy niewyspany/a, nawet jeśli nie skomentuje, wiedz, że w jej myślach zginąłeś już trzy razy ;)
Rozszerza się też perspektywa, wzrasta cierpliwość
i
odporność, a także duże pokłady empatii się uaktywniają, co rzutuje też tym, że
silna kobieta w obliczu płaczu dziecka staje się…rozmazaną kobietą.
Uaktywnia
się w mózgu obszar współczulny dla wszystkich dzieci na ziemi. Odkąd pamiętam,
nie lubiłam dzieci, drażniły mnie i irytowały ich piski i wrzaski, nie myślałam
o tym, żeby je posiadać, potem kiedy głęboko uśpione instynkty szeptały mi, ze
fajnie by było mieć małego człowieczka do kochania, to medycy twierdzili, ze
niebardzo mogę i dziecięce tematy irytowały mnie jakoś, nie byłam tolerancyjna
ani wyrozumiała, tzn. na zewnątrz, ze względu na dobre wychowanie, byłam, ale w
myślach tą nieznośną i wrzeszcząca istotę zakneblowałam już kilka razy. Teraz
tak nie mam, teraz mam niezdrowy odruch „ratowania” każdego dziecka, które
zaczyna płakać i patrzenia na rodzica jak na złoczyńcę ;)
Świetnie piszesz, ciekawe podejscie , bo wreszcie ktoś poztywnie i z poczuciem humoru.
OdpowiedzUsuńŁadnie to sobie wszystko poukładałaś i niech wam się dzieje jak najlepeij i jak najdłuzej :-)
Bardzo dziękuję :) Niesamowicie miło czytać takie słowa :) Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń