Co to pytanie retoryczne, nikomu tłumaczyć nie muszę, choć
mogłoby stanowić to zajawkę do wywodów filologicznych, jednak oczywistej
oczywistości się nie tłumaczy, a tak już w ogóle to post miał być na temat
prezentów świątecznych, choć tak naprawdę, to tylko pretekst do dłuższej
opowieści o książkach.
WĄCHAM, DOTYKAM, SMAKUJĘ
Jedni wybierając sobie lekturę kierują się fabułą, inni gatunkiem, jeszcze inni osobą autora, część czytelników lubiących być na bieżąco – listami bestsellerów ostatnich miesięcy. Ja natomiast kieruję się węchem, wzrokiem i dotykiem, smak niestety odpada, bo już 30 lat mam i choć mój syn uparcie głównie kieruje się jeszcze smakiem, jeśli o wybór pozycji czytelniczej chodzi, to mnie, matce, kobiecie po 30-stce i filologowi przede wszystkim, nie przystoi. Nie wypada mi mówić też, że w większości przypadków, stojąc w księgarni, przy uginających się półkach, nie szukam konkretnej wartościowej pozycji książkowej, czy księgozbioru danego autora, ale rozglądam się, namierzam estetycznie pasującą mi okładkę, biorę do ręki i sprawdzam, czy…dobrze się trzyma, otwieram i patrzę, czy czcionka czytelna, czy musze przy okazji w lupę zainwestować, czy papier delikatnie pieści mi opuszki palców, i w końcu robię to – zatapiam nosw kartkach, wącham druk, papier – jak narkoman na głodzie, głaszczę i gładzę stronice, okładki, szycia! Czasem z rozrzewnieniem siadam na podłodze, żeby móc w spokoju i intymnej atmosferze poobcować z książką. No a potem sprawdzam, co to za pozycję upolowałam. Nie twierdzę, ze nie mam swoich faworytów, w których się lubuję jeśli o pisarzy, czy gatunek chodzi, ale życie pokazało mi, że wybierane zmysłami, okazują się czasem strzałem w dziesiątkę
i poszerzają mi czytelnicze horyzonty. I to jeszcze jak! Poza tym doświadczam również sytuacji, kiedy pragnę wejść w posiadanie danej książki i to już, natychmiast, a nie jak nastąpi wysyłka za 4 dni robocze. Wtedy cierpię. Przeokrutnie. Żeby daleko nie szukać, mój ukochany egzemplarz Labiryntu duchów Mistrza Zafona. Odliczałam dni i godziny kiedy odbiorę go z Empiku,
a potem odliczałam minuty, kiedy usiądę w autobusie, żeby zagiąć pierwszą stronę i zacząć „żreć”. Bo takich książek się nie czyta, takie się po prostu, niekulturalnie, żre. No ale rzeczywistość rzadko jest łaskawa i sprzyja planom - całą drogę do domu przeleżałam zgnieciona na szybie drzwi autobusu - bywa. Kartka została zagięta nieuroczyście i w pośpiechu.
KSIĄŻKOWE PREZENTY
Ale do sedna. Wybrałam kilka książek z własnej kolekcji, które szczególnie są mi bliskie i na prezent nadają się, choćby z tego względu, że są ładnie wydanei różnorodne stylistycznie, więc każdy może wybrać coś w swoim, czy obdarowywanego guście. No to lecimy.
C.R. Zafon Gra Anioła |
CARLOS RUIZ ZAFON
Skoro już wspomniałam o Labiryncie duchów, to zacznę od
Mistrza Zafona, którego styl, język (generalnie wszystko) są wprost cudowne.
Miód na oczy
i uszy, jeśli ktoś lubi czytać na głos. Zafona zaczęłam czytać niestandardowo, bo nie od Cienia wiatru, a od Gry anioła, choć powieści z cyklu Cmentarza Zapomnianych Książek można czytać w dowolnej kolejności, gdyż każda z nich jest zarówno niezależną opowieścią i posiadają one wspólne postaci i motywy fabularne będące pomostami między poszczególnymi powieściami. We wstępie czytamy:
i uszy, jeśli ktoś lubi czytać na głos. Zafona zaczęłam czytać niestandardowo, bo nie od Cienia wiatru, a od Gry anioła, choć powieści z cyklu Cmentarza Zapomnianych Książek można czytać w dowolnej kolejności, gdyż każda z nich jest zarówno niezależną opowieścią i posiadają one wspólne postaci i motywy fabularne będące pomostami między poszczególnymi powieściami. We wstępie czytamy:
Serię o Cmentarzu Zapomnianych Książek można czytać w dowolnej kolejności, można tez czytać każdą część osobno. Pozwala to Czytelnikowi dostać się do labiryntu historii różnymi drzwiami i znaleźć drogi, które złączywszy się, poprowadzą go do serca opowieści.Bohater, za sprawą swojego ojca, trafia na cmentarzysko zapomnianych książek, tam wybiera sobie jedną, której staje się opiekunem. Jednak nie jest jedyną osobą, która chciałaby się ową książką „zaopiekować”. To po krótce oś powieści
i kwestia, która jest oczywista i jasna. Cała reszta to szereg zagadek, tajemnic, splotów akcji, pozornych zbiegów okoliczności i…cudownie opisana Barcelona.
Ja wiem, że jeśli o opisy przyrody i miejsc chodzi to Eliza Orzeszkowa jest bezkonkurencyjna :) ale dajmy szansę Zafonowi i kolejnemu Mistrzowi…
STEPHEN KING
…przed Państwem mój wieloletni Mistrz i towarzysz – Stephen King
(jego opisy przyrody są tak sensualistyczne, ze niemal czujesz jak bez pachnie
i odczuwasz wilgoć kropli letniego deszczu na rozgrzanej słońcem skórze). Jego
powieści kochałam bezgranicznie, mimo czcionki wielkości ziarenek maku i zawrotnej
ilości stronic. Po latach romansu z jego książkowym i filmowym horrorem, nie
jestem pewna, czy fabuła moich snów to przypadkiem nie po trosze jego sprawka.
W jego przypadku zawsze najpierw czytałam książkę, potem oglądałam ekranizację
i niestety ukochana, bo i pierwsza jaką przeczytałam powieść Sklepik z
marzeniami, w wersji filmowej, zniszczył mi życie, a przynajmniej dwie godziny z
niego wyjęte. Moja wyobraźnia i oczekiwania względem adaptacji na ogół
przerastały to, co widziałam. Jedynie Lśnienie było rewelacyjnie zmontowanym
filmem. Ciekawą produkcją z kolei był serial, na podstawie Kinga – Szpital
Królestwo – abstrakcyjny, z elementami horroru ale i humoru, co prawda
czarnego, ale zawsze. O Kingu spłodzę kiedyś oddzielny post przy innej okazji, dlatego nie
chciałabym się rozpisywać, natomiast jako prezent polecam świetną powieść Przebudzenie.
Tutaj prowadzona jest narracja dwóch równoległych historii – pastora i jego
ponętnej żony, którzy doświadczeni przez Boga, wyrzekają się wiary i
rockandrollowego muzyka uciekającego od rodzinnego dramatu, uzależnionego od
heroiny. Bohaterowie doświadczają niezwykłej więzi, która przeradza się w diabelski
pakt, a tytułowe przebudzenie ma wiele twarzy. Do kolekcji w gratisie dorzucę
wam jeszcze drugą cześć wspomnianego Lśnienia – Doktor Sen (moja ulubiona
ciążowa lektura; nie, nie konsultowałam tego
z lekarzem i farmaceutą :)).
z lekarzem i farmaceutą :)).
W. Hussey Łowca czarownic. Świt demonów |
WILLIAM HUSSEY "ŁOWCA CZAROWNIC. ŚWIT DEMONÓW"
Jak już przy diabłach i demonach jesteśmy, to polecam już o
wiele lżejszą lekturę z kręgu fantastyki – Łowca czarownic. Świt demonów, autor
William Hussey. Książka ok. 370 stron pochłonięta w jeden dzień i wcale nie
tylko dlatego, że leżałam z gorączką i zapaleniem krtani
wyłączającym mnie ze świata mówiących. Naprawdę niezwykle wciągająca bajka dla
dorosłych, przekręcasz kolejną stronę bo jesteś ciekawy, co dalej się stanie. Z
fantastyki polecam z całego serca również fenomenalną opowieść Neila Gaimana Nigdziebądź.
Nic lepszego do tej pory,
w tej stylistyce, nie czytałam.
w tej stylistyce, nie czytałam.
T. Pratchett Kot w stanie czystym |
TERRY PRATCHETT "KOT W STANIE CZYSTYM"
Kolejna pozycja służącą głównie rozrywce, przezabawna
opowieść Kot w stanie czystym. Terry Pratchett oczywiście ma w swoim dorobku
mnóstwo innego pokroju utworów, dzięki którym jest znany i kochany, jednak ta
niewielkich rozmiarów książeczka jest i dowcipna i treściwa, a do tego posiada
ilustracje, tak, tak – humorystyczne scenki z życia.
Krótki cytat:
Interesującym zjawiskiem przy pozyskiwaniu kotów jest to, że zwykle są albo praktycznie darmowe, albo bardzo kosztowne. To tak jakby przemysł motorowy nie produkował niczego pomiędzy motorowerem a porsche.
JAUME CABRE "AGONIA DŹWIĘKÓW"
Książkę, którą przeczytałam całkowicie z przypadku, bo dostałam od przyjaciółki na urodziny, była Agonia Dźwięków Jaume Cabre. Tematyka zupełnie niez mojego kręgu zainteresowań, natomiast zaintrygował mnie opis na okładce, na tyle, że porzuciłam pozycję, o której za chwilę, żeby „pożreć” to dzieło. Pomijam walory estetyczne i piękne wydanie, ale treść wciągająca maksymalnie. Utalentowany muzycznie zakonnik, trafia „za karę”, że doświadcza radości przez muzykę, do rygorystycznego zakonu sióstr jako spowiednik. Tam wszelkie dźwięki mają mu wywietrzeć z głowy, jednak dzieje się inaczej. Mężczyzna niepotrafiący pojąć, dlaczego kobiety odbierają sobie same choć namiastkę życia, próbuje pomóc złagodzić regułę, gdyż Bóg nie dał życia żeby się umartwiać,
a radować w Panu. Niestety, w czasie jego posługi, jedna z młodych zakonnic odbiera sobie życie, druga występuje z zakonu, a wina za szatańskie ukierunkowanie ich myśli spada na spowiednika. Tym sposobem, przez układy
i układziki kościelne bohater zostaje oskarżony i postawiony przed sąd, bez większych szans na wygraną mimo kompletnej niewinności. Opowieść prowadzona z perspektywy Przełożonej w Zakonie i samego spowiednika, spięta klamrą rozprawy na sali sądowej. Niesamowite absurdy, ale i wiedza na temat życia w zakonie o ścisłej regule, o której rzadko się otwarcie rozmawia. Zawsze temat wzbudza kontrowersje i może dlatego ta opowieść z każdym rozdziałem staje się coraz ciekawsza.
J. Głowacki Przyszłem czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy |
JANUSZ GŁOWACKI "PRZYSZŁEM CZYLI JAK PISAŁEM SCENARIUSZ O LECHU WAŁĘSIE DLA ANDRZEJA WAJDY"
Jak już wspomniałam, kolejna ulubiona pozycja to książka, która również przypadkiem trafiła w moje ręce, autorstwa Janusza Głowackiego, fenomenalnego komentatora rzeczywistości, człowieka o niezwykłym poczuciu humoru. Książka pt. Przyszłem czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy jest zbiorem opowiastek, anegdot, fragmentów scenariusza
z czasu kiedy powstawał film o Lechu Wałęsie. Głowacki przewrotnie mówi, iż szkoda mu, żeby fragmenty scenariusza odrzucone przez Wajdę, tak po prostu odeszły w niepamięć. Świetna decyzja z jego strony.
E.E. Schmitt Trucicielka |
ERIC-EMMANUEL SCHMITT
Zapomnianą już przeze mnie, a odkurzoną dosłownie i w przenośni książką jest Trucicielka jednego z moich ulubionych pisarzy. Eric-Emmanuel Schmitt zauroczył mnie swoimi Małymi zbrodniami małżeńskimi i zauroczenie przerodziło się głębszą relację autor-czytelnik. Tytułowa trucicielka – Marie wyznaje na spowiedzi, że zamordowała trzech mężów. Czy opisane przez nią zbrodnie to prawda, czy tylko gra, żeby posiąść duszę młodego księdza?
W książce zawarte jest kilka historii ale motywem je łączącym jest obsesja i nad tą siłą pochyla się Schmitt.
L.M. Montgomery Ania z Zielonego Wzgórza |
LUCY MAUD MONTGOMERY "ANIA Z ZIELONEGO WZGÓRZA"
Na koniec mój bestseller wśród książek jeśli o fabułę,
ilustracje i wydanie chodzi. Wszystkie części świetnie napisane, historia „nie
siada”, ale rwącym nurtem płynie przez wszystkie karty powieści, jednak
oczywiście odpowiednia głównie dla młodych panienek. Przytaczam ją z
sentymentu. Lucy Maud Montgomery
i jej ponadczasowa Ania z Zielonego Wzgórza.
No to skoro dla panienek było, to na koniec końców, coś dla
paniczów. Mój ostatni hit książkowy (oprócz Labiryntu duchów oczywiście) BRUM
na drodze, czytam namiętnie na zmianę z synem, wymieniamy się książkami,
niekoniecznie treścią :), ale jestem ostatnio i na etapie i pod wrażeniem
książeczek mówionych, śpiewanych, granych itd. Wchodzę do sklepu i chciałabym
cały stos zabrać do domu, nie wiem czy bardziej dla syna, czy jednak dla siebie. No cóż, eksploruję nową krainę, łupami na pewno się kiedyś podzielę.i jej ponadczasowa Ania z Zielonego Wzgórza.
Brum na drodze :) |
A Wy? Co lubicie czytać? Czekam na nowe odkrycia.
___________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :)
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :)
Zgadzam się, że Zafon jest niezwykle plastycznym i eleganckim pisarzem. Jego stylowi nie mogę nic zarzucić (może poza przekleństwami Fermina, które zupełnie mi nie pasowały), chociaż z perspektywy czasu wydaje mi się, że to wspólna cecha wielu hiszpańskich pisarzy i hiszpańskiej literatury jako takiej. Po prostu Zafon miał szczęście jako jeden z pierwszych wybić się z "popularną" literaturą na światowy rynek. Labirynt duchów nadal czeka na swoją kolej, tzn. aż odświeżę sobie wcześniejsze części. Tym razem chciałabym zacząć właśnie chronologicznie, czyli tak, jak Ty czytałaś.
OdpowiedzUsuńZ Kingiem wybitnie mi nie po drodze. Nie przepadam za literaturą grozy, a Zieloną Milę czytam od czasów studenckich (znaczy się od jakichś 6-7 lat) i jakoś nie mogę skończyć.
Pratchett to Pratchett - kupuję go w każdym wydaniu ;) Łowcą czarownic zainteresowałaś mnie już w komentarzu na Facebooku i zapisałam sobie tytuł. Oprócz tego zwróciłam też uwagę na Agonię dźwięków. Zupełnie nie moja bajka, ale brzmi niesamowicie intrygująco, więc kto wie - może się skuszę ;)
A Ania z Zielonego Wzgórza to książka mojego dzieciństwa. Do tej pory chyba żadnej innej książki nie przeczytałam tyle razy co tej. Zabierałam ją na wszystkie wyjazdy, bo przynajmniej miałam pewność, że nie skończy mi się w połowie podróży :D Przez to wygląda, jakby zeżarła i przeżuła ją krowa, ale co tam. Odkąd pamiętam, miała luźne kartki.
Pozdrawiam ;)