Przejdź do głównej zawartości

Jak zorganizować domowe biuro przy niemowlaku, czyli kulisy pracy w domu


Obiecuję, post z uwagi na szkodliwe warunki pracy nie będzie długi :) 
Odkąd po urlopie macierzyńskim wróciłam do pracy, rzadko zdarzają mi się dni, kiedy pracuję w domu. Do tej pory zdarzały się, kiedy byliśmy u dziadków i jak musiałam odebrać telefon, odpisać na maile, szybko sklecić tekst, syn wędrował pod skrzydła Babci, a ja z kubkiem kawy i laptopem przy stole kuchennym, bo tu najbliżej do lodówki, w razie gdyby bak żołądka się opróżnił zanadto, zasiadałam
i pracowałam ile potrzebowałam. Odkąd dodatkowo regularnie pracuję nad blogiem, w dalszym ciągu nad recenzjami i innego typu tekstami „po godzinach” muszę robić to w domu, a dziś zostałam SAMA z moim SYNEM.


Na początku tego wpisu chciałam choć raz publicznie dać wyraz uznania dla Ewy Popielarz, która pracuje w domu i ma o bogowie! TRÓJKĘ dzieciaków. Wielki Szacun Ewa! J Ja tu się zastanawiam jak jedno ogarnąć i na szczęście mój umysł odnajduje się w chaosie, a nie porządku, ale jakbym się nie naginała, nie umiem tworzyć wśród wrzasków i małych rączek klikających mi w klawiaturę
i siadających na laptopie. Dlatego mam takie małe, poniedziałkowe wyzwanie - zorganizować sobie namiastkę biura, żeby dokończyć trudny materiał, wymagający skupienia i grzebania w książkach i notatkach ze studiów. Z drugiej strony równolegle próbuję Wam skonstruować sensowny i logiczny post i zrobić zdjęcia na bloga

Tyle, że wiecie, w międzyczasie zawala się kilkakrotnie wieża z klocków, melodie wygrywane przez kostkę grająca się nudzą, zwierzątka zostały już wpakowane do torebki mamy, łącznie z zapasowymi smokami i szczoteczkami do zębów,
a rajstop w szufladzie już bardziej nie da się poplątać.

Hmm…zabrałem jej już wszystkie długopisy, żaden mi nie smakował jakoś wybitnie, nie chce mi Małpa oddać tego laptopa, ale wyczekam ją jak pójdzie mi zrobić kaszkę na drugie śniadanie, to wtedy zaatakuję go, już namierzyłem cel – leży na sofie. Teraz zacznę marudzić i wspinać się jej po nogach, może zakuma bez większych lamentów, ze już czas na małe co nieco, a wtedy ja – bang! –
i mam to srebrzyste pudło z kocimi łapkami na klapie.
– myśli Olaf.
Jak pomyślał, tak też zrobił. Więc przerwa na jedzenie i kawę. Jaka przerwa?! Przecież ja nawet nie zaczęłam nic robić. Skończyliśmy jeść, bajka jeszcze trwa, więc rozkładam stanowisko pracy, w końcu dobra organizacja to podstawa. Podobno. Kawa jest, laptop jest, telefon jest, książki są, notatki…hmmm…trochę nadgryzione przez Olafa, ale ujdą, długopis…pewnie wszystkie ukryte w torebce albo pod kanapą. Możemy zaczynać. Otwieram klapę laptopa i już wisi mi u nóg amator cudzych urządzeń. Nie da rady, zabieram wszystko i idę na podłogę do kącika zabawek, jest tu taki wybór, że czymś się pewnie zajmie i przestanie czyhać na komputer. O naiwności, która jesteś mi wierną towarzyszką
i nieustającą orędowniczką od spraw beznadziejnych! Moje dziecko jednak chce do łóżeczka pobawić się piłką i poskakać do woli po miękkim podłożu. No dobra! Idziemy przerzucać sobie przez kilkanaście minut tę nieszczęsną piłeczkę, a zegar tyka…Słońce już wysoko na niebie, a ja ciągle tekście nie mam Ciebie. Czekam na drzemkę jak na wybawienie, ale tu do snu wydaje się być jeszcze kawał drogi, a więc youtube i piosenki dla dzieci – trudno. W tym czasie konstruuję śniadanie i zerkam na latorośl, oglądającą jak koła autobusu kręcą się i tak patrzę, przyglądam się,
a Olaf już śpi na siedząco, kołysze się na boki, głowa opada, biorę to malutkie zawiniątko i układam pod kocykiem. DRZEMKA
J

Można siadać do pracy, jeszcze tylko kawowelove do kubka i odpalamy plik Worda. Organizacja mojej pracy w praktyce dzieli się na trzy etapy:
  • I drzemka
  • II drzemka
  • sen właściwy w godzinach nocnych
Najbardziej produktywny jest czas nocny oczywiście, ale ile bzdur i błędów przynosi przy okazji. Ubaw do porannej kawy, przy pierwszym czytaniu J
Oczywiście w ramach wygospodarowania odrobiny czasu próbuję znaleźć dziecku zajęcie, które pochłonie go chociaż na 5 minut, ale muszę się niestety pogodzić
z faktem, że w tym okresie jedynym sensownym zajęciem są próby chodzenia
i wspinania się po wszystkim i ściągania sobie na głowę wszystkiego, oczywiście
w towarzystwie mamy lub taty. Jak mi dziecko podrośnie, to wrócę do tego postu
i uzupełnię
J Ale jeśli szuka ktoś zajęcia dla takiego malucha, żeby chwilę posiedział na tyłku to fajnie sprawdzają się kostki grające, książeczki mówiące/opowiadające bajki (niebawem spróbuję skonstruować „bajkowego” posta), śpiewające pluszaki, czy pudełko i klocki, do którego najpierw wszystko się wkłada, a potem wyjmuje i tak do znudzenia, wiadomo, ciekawsza jest torebka mamy, w której to potem mama znajduje w pracy rezerwowe smoki, klocki, podarte chusteczki i co tylko wpadnie w ręce, a potem do torby.

Człowiek tęskni teraz za czasami bujaczka, dla mnie najcudowniejszy sprzęt dla dziecka w naszym domu. Potrzebujesz coś zrobić, wsadzasz malucha do bujaczka, dajesz grzechotki, czy gryzaki i robisz wszystko, co potrzebujesz w tempie ekspresowym. Nie jest to rozwiązanie na cały dzień opieki J ale godzina dziennie w bujaku nikomu nie zaszkodzi. Maluch, który jeszcze się sam nie przemieszcza, skupia się na obserwowaniu, więc będzie obserwował Cię bacznie podczas wszystkich czynności, więc pamiętaj: sprzątaj dokładnie, nie przesalaj zupy, drobno siekaj warzywa na sałatkę. Chyba nie chcesz, żeby Ci potem wypomniał, że perfekcyjną panią domu to Ty nie jesteś i tatuś sieka drobniej szczypiorek
i wymiata kurz też spod kanapy
J Dobrym zajęciem była też mata z rozrzuconymi zabawkami, potrafiłam ugotować obiad, zanim Olaf obejrzał wszystko co znajdowało się w jego zasięgu i zaczął krzyczeć, że nudzi mu się już. Zajmowało go też słuchanie piosenek i przerzucanie kartek książeczek w przerwach między obgryzaniem stron z kartonu. Tak, że Drogie Mamy, jeśli w domu nie ma akurat męża, babci, dziadka, niani, którzy się pisklęciem, rwącym do lotu zajmą przez godzinę, czy dwie, to czarno widzę skupienie na pracy i wiadomo – zbawienna drzemka - nie mam dla Was lepszej porady. A jeśli Wy macie jakąś dla mnie, to chętnie przygarnę i wykorzystam J Bestia się budzi i wygrzebuje właśnie spod koca, więc artykuł i zdjęcia przekładam na drugą drzemkę. Miłego dnia J



Komentarze

  1. Jak jest miejsce w domu/mieszkaniu to proponuję mega kojec (taki drewniany skręcany, ma jakieś 7m2) Można bestii podrzucić tonę zabawek i nie wyjdzie :] a na serio to siedząc metr dalej (najlepiej plecami) ogarniamy całą sytuację. Przy okazji możemy coś podziałać nie wodząc za nim non stop wzrokiem, czy nie wcina właśnie
    jakiegoś kabla pod napięciem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za kojec służy nam łóżeczko, jak tam się trochę zabawek różnego rodzaju nawrzuca, to na jakiś czas jest luz :) Ale jak hasa po mieszkaniu, to na tym etapie rozwoju ciężko nawet laptopa otworzyć ;) Kable to też jedna z ulubionych "zabawek" :)

      Usuń
  2. Kiedy Tosia była mniejsza nigdy nie włączałam przy niej komputera. Nadal zdarza mi się to bardzo rzadko. Czas dla mnie i komputera jest kiedy Tosia śpi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety też włączam laptopa jak Olaf śpi, bo to jest obecnie przedmiot najbardziej przez niego pożądany w domu i rzuca się na niego jak na najlepszą zdobycz :)

      Usuń
  3. Ja staram się pracować gdy dzieci śpią bądź są w szkole :) inaczej to nie ma sensu ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

ZASKRONIEC I PUDEL NA RATUNEK ZWIERZĘTOM

Całkiem niedawno recenzowałam tutaj bajkę, która wygrała konkurs Piórko 2019 , a tu mam już kolejną cudną bajkę do „opowiedzenia”. Autorka „O królewiczu,   który się odważył” Kasia Wierzbicka napisała specjalną bajkę charytatywną, dla bezdomnych zwierzaków, o zaskrońcu i pudelku, którą mam zaszczyt recenzować dla Was. Tytuł zaintrygował mnie dość mocno, bo…mam fobię na wszelkie stworzenia pełzające J Węże bez względu czy jadowite czy nie, małe czy duże wzbudzają u mnie gęsią skórkę, atak paniki z wrzaskiem burzącym ściany wokół i paraliż. Taką mam przypadłość dziwną J Gdyby miały choć dwie nóżki to już mielibyśmy jakiekolwiek pole do dyskusji, a tak to lepiej, żebyśmy nie przecinali sobie wspólnych ścieżek J A bajka owa niby dla dzieci i specjalnie osadzająca niezbyt dobrze kojarzącego się zaskrońca w roli tytułowego bohatera, ale mnie starą babę na chwilę wyleczyła z fobii i zapałałam taką sympatią do zaskrońca, że nawet bym sama pogłaskała go po ogonie. Niestety szko...

[RECENZJA] FENOMEN ULICY CZEREŚNIOWEJ - KSIĄŻKI ROTRAUT SUSANNE BERNER

  Co takiego jest w książkach o ulicy Czereśniowej Rotraut Susanne Berner, że są tak popularne?  Tym bardziej, że ilość tekstu jest równa zeru. Za to grafika, a raczej szczegółowość grafiki robi piorunujące wrażenie. Można „czytać” te książki niezależnie od siebie, jednak najlepsza zabawa jest, kiedy złożymy wszystkie cztery części w całość i stronica po stronicy będziemy obserwować sukcesywne zmiany, jakie dokonują się w ciągu roku (nie tylko w przyrodzie) np. można zaobserwować proces budowy przedszkola od podstaw.  Rytm życia na ulicy Czereśniowej wyznaczają pory roku i autorka adekwatnie zatytułowała każdą z książek po prostu nazwami pór roku, i tak poznajemy mieszkańców ulicy kolejnych kartach Zimy na ulicy Czereśniowej , Wiosny na ulicy Czereśniowej , Lata na ulicy Czereśniowej   oraz Jesieni na ulicy Czereśniowej. MAGICZNE WYSZUKIWANKI Każda książka nasycona jest obrazkami, zabawnymi szczegółami, postaciami i sytuacjami z życia codziennego. Każda strona prz...

Czy bez umytych okien święta się nie odbędą? Czyli czego życzę Wam na ten świąteczny czas.

CZY COŚ SIĘ STANIE, CZY ŚWIAT SIĘ ZAWALI? Ostatnio było o prezentach, to może pociągnijmy magię Świąt teraz bardziej w stronę duchową niż materialną. Stając w obliczu tych Świąt i zdarzeń przedświątecznych chciałabym się podzielić refleksją. Nie lubię ckliwości, ale nie obiecuję, że się przed tym uchronię, więc uczciwie ostrzegam, żeby potem nie było. Cały rok gdzieś wszyscy gonią, spieszą się, pędzą, przed Bożym Narodzeniem pęd   zamienia się w obłęd i czyste szaleństwo. Masa pytań kotłuje się w głowie, czy zdążę posprzątać, zrobić zakupy, kupić prezenty, przygotować potrawy, udekorować dom, a co jeśli nie? Czy coś się stanie jeśli do kolacji wigilijnej zasiądziemy godzinę później, bo karp potrzebował dojrzeć na patelni? Albo czy świat się zawali jeśli nie wszystkie potrawy wyjdą spod ręki pani domu, a zostaną przyniesione z cukierni, czy sklepowej zamrażarki? To też nie tak, że nie rozumiem tradycji, owszem rozumiem, doceniam i sama chciałabym stworzyć dom pachnący pier...