Przejdź do głównej zawartości

CHODŹ ZE MNĄ DO TEATRU - "BOEING, BOEING. ODLOTOWE NARZECZONE" PAWEŁ PITERA


chodź ze mną do teatru, Boeing, boeing. Odlotowe narzeczone, recenzja, Teatr Bagatela, Paweł Pitera, fantastyczny lot, farsa, komedia

Przyszedł czas na wystartowanie z najzabawniejszym spektaklem, jaki ostatnio widziałam i już tutaj rozpływałam się nad nim z zachwytu jakiś czas temu. Recenzja drugiej-pierwszej część farsy Marca Camolettiego zatytułowana „Boeing,boeing. Odlotowe narzeczone” wylądowała właśnie na blogu.

FARSA MA BAWIĆ DO ŁEZ

Farsa z założenia miała za zadanie bawić i śmieszyć, i sztuka Pawła Pitery
w 100% spełnia podstawową jej funkcję. Nie pamiętam kiedy i czy w ogóle na jakiejś komedii tak dobrze się bawiłam i zaśmiewałam do łez. „Boeing, boeing – odlotowe narzeczone" to niespotykanie dobra i tak naturalnie śmieszna sztuka, że trudno doszukać się mankamentów, bo jeśli one naprawdę gdzieś tam się przewinęły, to po wyjściu z teatru kompletnie się tego nie pamięta.

Z tego względu, że oglądałam spektakl nie tylko w celu rozrywkowo-zabawowym starałam nie wyłączać mózgu i umysłu krytycznego. Dlatego, to co mogłabym zganić to fakt, iż zbyt długo w pierwszej części owa farsa się rozpędzała. Zamiast wystartować z rykiem silnika i pędzić 600 km/h to najpierw kołowała i kołowała, nabierała prędkości i zwalniała, i znów zaczynała podrywać się do lotu, ale...jak już wystartowała to pędziła aż do samego finału. I ten właściwy lot zdecydowanie przyćmił ten ciut przydługi start.

BYLE NIE UTONĄĆ W GŁUPOCIE

Farsa jest gatunkiem na pograniczu, ma tańczyć na linie nad przepaścią
i reżyser musi bardzo uważać, żeby nie upadła tylko wirowała wciąż balansując na krawędzi. Bardzo łatwo popaść w konwencję głupkowatości, niesmacznych, płytkich żartów. Oczywistym jest, że farsa posługuje się humorem sytuacyjnym, błazenadą, wyjaskrawieniem i karykaturą, ale tu znów wracamy do tego balansowania na krawędzi – ona ma się ocierać
o głupkowatość, ona momentami ma być głupkowata, ale nie wolno zatonąć jej w głupocie. Ma być też śmieszna poprzez karykatury, przejaskrawienie, humor słowny (choć jednak sytuacyjny wiedzie tu prym), ale nie wolno jej popaść w ordynarność, osiąść na mieliźnie kretyńskich żartów. 

Z tych wszystkich wyżej wymienionych powodów gatunek ten mimo, że na scenie lekki i przyjemny dla twórcy wcale taki nie jest. Powiedziałabym nawet, że jest piekielnie trudno skonstruować galopującą przez 2 godziny akcję, obfitującą w zawikłania, niespodziewane zwroty, fantastyczne gagi bawiące publiczność do łez. To budowanie napięcia przez aktorów w taki sposób, żeby temperatura tylko podnosiła się do góry, nigdy nie opadała, czy przysiadała tu i ówdzie.

KOMEDIA TYSIĄCA OMYŁEK

Genialnie zagrany miłosny czworokąt – Maks i jego trzy narzeczone stewardessy: Johanna, Jola i Janet, które nie wiedzą o sobie nawzajem, gdyż grafiki ich lotów perfekcyjnie się zazębiają i kiedy jedna wylatuje
o 12 w południe, o 14 przylatuje druga, a kiedy wyjeżdża druga, ta pierwsza jeszcze jest w podróży, a trzecia właśnie ląduje. Wszystko idzie jak z płatka, do momentu kiedy grafik wszystkich pań się pokrywa i wszystkie trzy lądują tego samego dnia w jego mieszkaniu. Na dodatek Maksa odwiedza kolega
z dawnych czasów, który wprowadza się na tydzień, aby poznać idealne życie z pięknymi kobietami swojego kumpla. Pikanterii i humoru dodaje rosyjska gosposia Nadia (Ewa Mitoń), której rola była jedną z najlepiej zagranych kreacji. Co zrobić kiedy wszystko się wali na głowę, kiedy wydaje się, że już gorzej być nie może, kiedy węzeł zapętla się już na amen? Jak pokazuje sztuka z każdej opresji jest wyjście. Oczywiście finał w końcu szczęśliwie rozwiązuje ten galimatias.

FANTASTYCZNY LOT

Sztukę Pawła Pitery można z powodzeniem zaliczyć do tych udanych przedsięwzięć pod każdym względem, począwszy od samej fabuły, rozłożenia napięć, humoru, a na genialnej grze aktorskiej skończywszy.
To też jest nie lada wyzwanie dla aktora, który musi cały oblec się w komizm – swoim słowem, gestem, mimiką musi bawić, musi pędzić przed siebie
z tekstem, a potknięcie tekstualne, czy w samym ruchu scenicznym kiedy toczy się już lawina wybiłoby widza z rytmu, zamiast przyjemnego lotu zaserwowano by mu dotkliwe turbulencje.

U Pitery lot przebiegł bezproblemowo, turbulencji brak, nagromadzenie napięć, zaskakujących sytuacji, czy zwrotów akcji sięgało czasem zenitu, aktorzy nie spuszczali z tonu, żal było opuszczać pokład kiedy zgasły światła. I to chyba najlepsza recenzja dla spektaklu.


___________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :) 


Komentarze

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

ZASKRONIEC I PUDEL NA RATUNEK ZWIERZĘTOM

Całkiem niedawno recenzowałam tutaj bajkę, która wygrała konkurs Piórko 2019 , a tu mam już kolejną cudną bajkę do „opowiedzenia”. Autorka „O królewiczu,   który się odważył” Kasia Wierzbicka napisała specjalną bajkę charytatywną, dla bezdomnych zwierzaków, o zaskrońcu i pudelku, którą mam zaszczyt recenzować dla Was. Tytuł zaintrygował mnie dość mocno, bo…mam fobię na wszelkie stworzenia pełzające J Węże bez względu czy jadowite czy nie, małe czy duże wzbudzają u mnie gęsią skórkę, atak paniki z wrzaskiem burzącym ściany wokół i paraliż. Taką mam przypadłość dziwną J Gdyby miały choć dwie nóżki to już mielibyśmy jakiekolwiek pole do dyskusji, a tak to lepiej, żebyśmy nie przecinali sobie wspólnych ścieżek J A bajka owa niby dla dzieci i specjalnie osadzająca niezbyt dobrze kojarzącego się zaskrońca w roli tytułowego bohatera, ale mnie starą babę na chwilę wyleczyła z fobii i zapałałam taką sympatią do zaskrońca, że nawet bym sama pogłaskała go po ogonie. Niestety szko...

[RECENZJA] FENOMEN ULICY CZEREŚNIOWEJ - KSIĄŻKI ROTRAUT SUSANNE BERNER

  Co takiego jest w książkach o ulicy Czereśniowej Rotraut Susanne Berner, że są tak popularne?  Tym bardziej, że ilość tekstu jest równa zeru. Za to grafika, a raczej szczegółowość grafiki robi piorunujące wrażenie. Można „czytać” te książki niezależnie od siebie, jednak najlepsza zabawa jest, kiedy złożymy wszystkie cztery części w całość i stronica po stronicy będziemy obserwować sukcesywne zmiany, jakie dokonują się w ciągu roku (nie tylko w przyrodzie) np. można zaobserwować proces budowy przedszkola od podstaw.  Rytm życia na ulicy Czereśniowej wyznaczają pory roku i autorka adekwatnie zatytułowała każdą z książek po prostu nazwami pór roku, i tak poznajemy mieszkańców ulicy kolejnych kartach Zimy na ulicy Czereśniowej , Wiosny na ulicy Czereśniowej , Lata na ulicy Czereśniowej   oraz Jesieni na ulicy Czereśniowej. MAGICZNE WYSZUKIWANKI Każda książka nasycona jest obrazkami, zabawnymi szczegółami, postaciami i sytuacjami z życia codziennego. Każda strona prz...

Czy bez umytych okien święta się nie odbędą? Czyli czego życzę Wam na ten świąteczny czas.

CZY COŚ SIĘ STANIE, CZY ŚWIAT SIĘ ZAWALI? Ostatnio było o prezentach, to może pociągnijmy magię Świąt teraz bardziej w stronę duchową niż materialną. Stając w obliczu tych Świąt i zdarzeń przedświątecznych chciałabym się podzielić refleksją. Nie lubię ckliwości, ale nie obiecuję, że się przed tym uchronię, więc uczciwie ostrzegam, żeby potem nie było. Cały rok gdzieś wszyscy gonią, spieszą się, pędzą, przed Bożym Narodzeniem pęd   zamienia się w obłęd i czyste szaleństwo. Masa pytań kotłuje się w głowie, czy zdążę posprzątać, zrobić zakupy, kupić prezenty, przygotować potrawy, udekorować dom, a co jeśli nie? Czy coś się stanie jeśli do kolacji wigilijnej zasiądziemy godzinę później, bo karp potrzebował dojrzeć na patelni? Albo czy świat się zawali jeśli nie wszystkie potrawy wyjdą spod ręki pani domu, a zostaną przyniesione z cukierni, czy sklepowej zamrażarki? To też nie tak, że nie rozumiem tradycji, owszem rozumiem, doceniam i sama chciałabym stworzyć dom pachnący pier...