SAMI SWOI?
Z
czym się kojarzą sąsiedzi? Nasuwa się automatycznie stwierdzenie „sąsiedzka
pomoc”, „żyć jak pies z kotem”, „dobry sąsiad to największy skarb”, a mnie się
najbardziej kojarzy z filmem „Sami swoi”, i tym mistycznym płotem i
potłuczonymi garnkami. Z sąsiadami bywa różnie. Niektórzy się mocno przyjaźnią,
inni kłócą, jeszcze inni znają tylko z widzenia. Relacje sąsiedzkie są ciekawym
zagadnieniem socjologicznym i dlatego stwarzają fantastyczny zaczyn fabularny.
Psychologię tych relacji wziął na warsztat reżyser Andrzej Sadowski, ukazując
widzom sceny Teatru Ludowego pewną historię – tragedię, psychologiczny thriller,
z elementami humoru i mimo że niektóre partie bawią, czy czujemy ten słowny
komizm,
to sztuka stoi moim zdaniem z dala od komedii, a wyczuwany humor jest
po prostu gorzką ironią, stale obecnym sarkazmem.
Opowieść zatytułowana nie inaczej jak
„Sąsiedzi” rozpoczyna się dość sielsko – młode małżeństwo wprowadza się do
domku na wsi, urządza swoje nowe gniazdko, zaczyna niejako nowe życie. I tu
można by postawić kropkę jeśli o pozytywne zdarzenia chodzi, bo chwilę później,
w drugiej scenie atmosfera zaczyna niepokojąco gęstnieć, żeby w kolejnych
scenach ciążyć coraz bardziej, aż do wielkiego wybuchu podczas scenicznego
katharsis… w ostatniej scenie.
"UWAŻAJ NA SĄSIADÓW SWYCH..."
Ola (Katarzyna Galica) i Maciek
(Wojciech Leonowicz) to młode małżeństwo, ona pracowała
w bibliotece, on na uczelni. Nie mają dzieci z wyboru – jak twierdzą. Żyli w miarę spokojnie, póki
w ich codzienność z buciorami nie wszedł Stefan (Jacek Wojciechowski) – sąsiad. I to sąsiad rodem z horroru – alkoholik, złodziej i pieniacz. Stefan kreuje się na biednego samotnego ojca
i człowieka, który żadnej pracy się nie boi. W rzeczywistości dostajemy na talerzu pierwszorzędną patologię z przemocą w daniu głównym. Stefan kradnie sąsiadom drewno
z lasu, korzysta z ich ujścia wody, nachodzi o różnych porach, bywa wulgarny, agresywny
i momentami naprawdę nieobliczalny. Widz ma wrażenie, że jego głównym zajęciem jest obserwowanie sąsiadów, którzy w pewnym sensie są pod jego stałym nadzorem.
W scenie drugiej Stefan przychodzi zaprosić sąsiadów na urodziny syna Michała (Ryszard Starosta), chłopca wycofanego, spokojnego, nie wypowiadającego żadnych słów, przygrywającego sobie jedynie na gitarze. Imprezowy wieczór kończy się jednak awanturą – Stefan zauroczony Olą, próbuje się do niej nachalnie zbliżyć, na szczęście alkohol rozkłada go na łopatki.
w bibliotece, on na uczelni. Nie mają dzieci z wyboru – jak twierdzą. Żyli w miarę spokojnie, póki
w ich codzienność z buciorami nie wszedł Stefan (Jacek Wojciechowski) – sąsiad. I to sąsiad rodem z horroru – alkoholik, złodziej i pieniacz. Stefan kreuje się na biednego samotnego ojca
i człowieka, który żadnej pracy się nie boi. W rzeczywistości dostajemy na talerzu pierwszorzędną patologię z przemocą w daniu głównym. Stefan kradnie sąsiadom drewno
z lasu, korzysta z ich ujścia wody, nachodzi o różnych porach, bywa wulgarny, agresywny
i momentami naprawdę nieobliczalny. Widz ma wrażenie, że jego głównym zajęciem jest obserwowanie sąsiadów, którzy w pewnym sensie są pod jego stałym nadzorem.
W scenie drugiej Stefan przychodzi zaprosić sąsiadów na urodziny syna Michała (Ryszard Starosta), chłopca wycofanego, spokojnego, nie wypowiadającego żadnych słów, przygrywającego sobie jedynie na gitarze. Imprezowy wieczór kończy się jednak awanturą – Stefan zauroczony Olą, próbuje się do niej nachalnie zbliżyć, na szczęście alkohol rozkłada go na łopatki.
Maciek niepokoi się coraz mocniej o żonę
i coraz bardziej ma dość uciążliwego sąsiada. Na początku małżonkowie tolerują
wybryki Stefana, potem Maciek nie wytrzymuje i stawia płot, który to staje się
wypowiedzeniem otwartej wojny. Swoja drogą tragicznej w skutkach. Sytuacja
komplikuje się mocniej kiedy Ola zbliża się do Michała, próbując go otworzyć,
ośmielić, wyedukować. Chłopiec jest nią tak oczarowany i zawstydzony, że zamyka
się jeszcze mocniej, żeby ojciec nie odkrył jego fascynacji. Cała sztuka
rozgrywa się we wnętrzu chłopaka, który jest tu niejako niemym aktorem, ale
zakończenie sztuki należy już w 100% do syna Stefana, który
w końcu przemawia donośnym głosem. Mocne zakończenie obnaża wnętrze i silne przeżycia Michała piętrzące się w nim przez lata.
w końcu przemawia donośnym głosem. Mocne zakończenie obnaża wnętrze i silne przeżycia Michała piętrzące się w nim przez lata.
ŚWIATŁO I DŹWIĘK
W spektaklu zastosowano ciekawe zabiegi
narracyjne, ubogacające formę. Dialogi przeplatane są piosenkami, a o
zdarzeniach często informuje narrator zza sceny. Ciekawym rozwiązaniem jeśli chodzi
o dźwięk jest przekazanie pałeczki aktorom – sami akompaniowali sobie na
gitarach, dźwięk na żywo, prosto ze sceny – to zawsze jest duży atut i
ciekawszy odbiór.
Scenografia z kolei jest bardzo prosta i
oszczędna. Po lewej kanapa, stolik i statyw z gitarą – mieszkanie Oli i Maćka,
po prawej stół, krzesła i dwa statywy z gitarami. Z tyłu drewniana ściana z
wyciętymi drzwiami, stół i leżaki. Scenografia jest stała, natomiast całą
dynamikę akcji i klimat tworzy umiejętna gra światłem. To miękkie, ciepłe,
lekko przygaszone światło nadaje klimat ciepła mieszkaniu młodego małżeństwa,
zaś ostre, zimne i jasne tworzy nieprzyjemny klimat chałupy Stefana. Światło
też tworzy plany akcji, wyciszając elementy nieistotne w danej scenie, np.
eksponuje leżaki i taras w scenie kiedy do Oli na taras przychodzi Stefan.
Dostrzec tu można trochę konwencji filmowej i sporej dawki dramatu
psychologicznego.
STUDIUM PRZEMOCY
Rozpracowując problematykę spektaklu,
oprócz oczywistych relacji sąsiedzkich, wspaniale ukazane mamy studium przemocy
i to przemocy wszelkiego kalibru. Przemoc fizyczna
i emocjonalna w domu Stefana, przemoc seksualna w relacji Stefana i Oli, przemoc psychiczna
w relacjach sąsiedzkich przejawiająca się w śledzeniu, osaczaniu, zastraszaniu, ingerowaniu
w przestrzeń prywatną, cielesną…Widać jak na dłoni, że przemoc rodzi przemoc, że kto mieczem wojuje, od miecza ginie… a sprawiedliwość jednak gdzieś tam przemyka i dopełnia dzieła na końcu.
i emocjonalna w domu Stefana, przemoc seksualna w relacji Stefana i Oli, przemoc psychiczna
w relacjach sąsiedzkich przejawiająca się w śledzeniu, osaczaniu, zastraszaniu, ingerowaniu
w przestrzeń prywatną, cielesną…Widać jak na dłoni, że przemoc rodzi przemoc, że kto mieczem wojuje, od miecza ginie… a sprawiedliwość jednak gdzieś tam przemyka i dopełnia dzieła na końcu.
WIDZ Z ROZTRZEPANYM WNĘTRZEM
Historia wystawiona na deskach sceny
ratuszowej Teatru Ludowego przez Andrzeja Sadowskiego jest o tyle niepokojąca i
mocna w przekazie, że jak sam reżyser przyznaje, powstała w dużej mierze na
faktach, własnych doświadczeniach, zasłyszanych historiach, które będąc
bohaterem surrealistycznego świata scenicznego, miały miejsce również
w realnym świecie. Nie bez powodu też spektakl przeznaczony jest tylko dla widzów pełnoletnich – problematyka i sam język, z którego aż kipią wulgaryzmy, przeznaczone raczej dla widza dojrzałego. Sztuka jest trudna, mocna, świetnie zagrana, pozostawiająca widza
z roztrzepanym wnętrzem.
w realnym świecie. Nie bez powodu też spektakl przeznaczony jest tylko dla widzów pełnoletnich – problematyka i sam język, z którego aż kipią wulgaryzmy, przeznaczone raczej dla widza dojrzałego. Sztuka jest trudna, mocna, świetnie zagrana, pozostawiająca widza
z roztrzepanym wnętrzem.
___________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :)
Jak to się mówi nie ma nic gorszego jak nie dobry sąsiad, coś w tym jest. próbujemy otoczyć się murem, parkanem, czy żywopłotem ale gdzieś tam podświadomie szukamy towarzystwa drugiego człowieka, co jednak gdy ten towarzysz tylko nam uprzykrza życie. Ciekawa jestem jak taką scenę praktycznie bardzo znaną z życia uwieczniono na deskach scenicznych, brzmi interesująco.
OdpowiedzUsuńTo moze być coś ciekawego
OdpowiedzUsuńSpektakl o poważnej tematyce. Nie jestem pewna czy bym się na niej odnalazła. Chyba takie przekazy wolę jednak w innej formie.
OdpowiedzUsuń