GORZKIE ŻALE
Wkurza mnie
ostatnio wiele rzeczy, może zbyt wiele, ale skoro siadłam do tekstu o poranku,
a nie w nocy, to znaczy, że mój wewnętrzny pisarz nie dał rady czekać z
wylaniem swoich „żali” do wieczora. Tak słucham, czytam
i obserwuję i tak się
we mnie przelewa i aż mi się ulało na temat macierzyństwa i matek wszelakich.
Doznaję nieodpartego wrażenia, że świat staje się nagle czarno-biały,
bezkompromisowy, okrutny i obrzydliwie przekłamany. Matka jest albo perfekcyjną
panią domu, a jej "bombelek" to „zawsze” jest grzeczny i „nigdy” by tak nie
zrobił, albo jest udręczoną męczennicą, która niesie swój krzyż niejako za karę
tego, że ktoś jej dzieci
w kapuście zostawił i kazał poświęcić się bez reszty temu
„znalezisku”, gardząc pomocą np. partnera, bo przecież nikt tak pieluchy nie
zmieni i nikt tak nie uśpi jak ona sama.
ZA DUŻO LUKRU W LUKRZE
Jedne walą ściemę co rusz, że ich dziecko to
zawsze chodzi spać o 19, po przeczytaniu jednej księgi „Pana Tadeusza” i zjada
zawsze wszystko, co przygotuje mama, a co pochodzi tylko z ekologicznej uprawy
i nigdy to dziecko nie krzyczy, nie płacze, nie sprawia problemów, nie brudzi
się, nie marudzi, nigdy nie ma złego dnia ani humoru, bo przecież ma wspaniałą,
idealną matkę, która przecież prowadzi idealne życie w puchu i różu na Instagramie,
bądź odgrywając je przed swoimi nie do końca perfekcyjnymi koleżankami. I…robi trochę
kuku tym biednym kobietom, które dopiero są na początku drogi i czują i widzą,
że ich życie wcale nawet w połowie nie wygląda tak perfekcyjnie, że choćby żyły
wypruwały sobie codziennie, to no nie ma ch…oinki we wsi, żeby im się udał ten cukierkowy
dzień z życia matki. Słabsze jednostki płaczą, załamują się i krzyczą w
niebiosa „To nie tak miało być!” Ano, na pewno nie tak to sobie wyobrażałaś,
ale zdradzę Ci pewna tajemnicę – wszystko mija.
TO WSZYSTKO MINIE
Tak, wiem, ja też
nie wierzyłam w to, jak nie spałam kolejny miesiąc, kolejny raz w ciągu dnia
ścierałam rzygi ze swojego ramienia i przebierałam się
w nowy dres, kolejną noc
zamiast spać bawiłam się z dzieckiem, bo spać mu się nie chciało, kolejny
wieczór, kiedy zegar wybija 23, a to dziecko właśnie zaczyna piąte życie,
kolejna afera tego dnia i wrzask, kolejna próba porozumienia się zakończona
fiaskiem, kolejny spacer mający więcej wspólnego z walką o przetrwanie niż
relaksem, kolejne miliardowe NIE nawet na pytanie „Jak masz na imię”.
To mija.
Za jednymi rzeczami będziesz tęsknić, a za
innymi absolutnie nie 😉 Wkurzało mnie zawsze to magiczne zdanie,
kiedy już wychodziłam z siebie
i stałam na parapecie okna – „To minie, a Ty
jeszcze za tym zatęsknisz”. Serio? Nooo szczerze, to mając w miarę ogarniętego
4-latka tęsknie za niewieloma rzeczami, które dzięki Bogu jednak minęły. Może
nie jestem sentymentalna, albo po prostu jestem wyrodną, leniwą krową…może tak
być, nie przeczę.
Wcale nie
narzekam, że moje dziecko w końcu chodzi spać jak człowiek po 20, uprzednio
każąc sobie czytać bajki. Bieganie do północy, godzinne usypianie, głupoty na
telefonie, do porzygu lecąca w kółko piosenka o kołach autobusu, czy panie
policjancie, szum odkurzacza, tudzież kosy spalinowej, żeby w końcu zawodnik
odpadł, a z propozycją poczytania bajki to mogłam sobie iść i nie wracać. Nie,
nie tęsknię za tym 😊 I tak zewsząd słyszałam „dobre” rady, że
trzeba rytuału uczyć, zasypiać uczyć, że sobie zrobiliśmy dramat w domu, że na
łeb nam wszedł, że już nigdy nie będzie spał normalnie, że usypianie w wózku to
zło i nigdy z niego nie wyjdzie, że usypianie na rękach to jeszcze większe zło
i nigdy się nie skończy…bla bla bla…minęło, patrzcie, wszystko minęło, cud! 😊
MNIEJ SŁODZIĆ, WIĘCEJ PIEPRZYĆ
Generalnie chodzi
mi o to, że co by się u nas nie działo, to ciągle albo „rady” albo straszenie
nas, że to źle robimy, że tak być nie powinno, że dziecko
w jego wieku to już,
że dziecko powinno, że dziecko nie może, że moje dziecko to nigdy, że mojemu
bym nie pozwoliła na coś takiego, bla bla bla.
A ja miałam tak bardzo w dupie
te „mądre” słowa, bo jakoś wszystko mijało, wszystko się zmieniało, pewne etapy
się kończyły, pewne ewoluowały.
I jak przez 2 lata byłam męczennicą błagającą o
sen i żeby dziecko choć raz zasnęło o 20, tak teraz śpię po 8 godzin na dobę
snem nieprzerwanym, dziecko zasypia o 20, ja odpalam Netflixa, a rano w weekendy
śpię minimum do 8. Ze skrajności w skrajność? Może, ale chcę pokazać, że
macierzyństwo nie jest czarno-białe, nie może być cały czas cudownie, ani cały
czas ch*jowo. Gdzieś pomiędzy jest milion odcieni szarości.
I tak, uważam za wielce szkodliwe oblewanie lukrem i pokazywanie tej nieustannej euforii od dnia porodu, jak również podobną szkodę czynią owe męczennice, którym zawsze źle, które wiecznie na mopie, wiecznie zmęczone, wiecznie wszystko same, bo mąż na kanapie przed TV itd. Stąd też bierze się kategoria bezdzietnych kobiet, naszych koleżanek, które na podstawie jakichś wyobrażeń potrafią albo totalnie zbagatelizować Twoje problemy i życie z dzieckiem, bądź obrzydzić je do cna faszerując ciągle dziwnymi wizjami i prorokując czarne scenariusze Twojej macierzyńskiej przyszłości.
Możesz np. usłyszeć,
że jakie Ty możesz mieć stresy i problemy, wystarczy ustawić gówniarza
odpowiednio i masz wolne. Dziecko chore? O jezu, dzieci ciągle chorują, co w
tym dziwnego? Przeżywasz żłobek? A po co? Wiadomo, że poryczy jak każdy, poodstawia
histerie w szatni i tyle.
Generalnie odrobinę
nie fair jest pomijanie w takiej znajomości faktu, że masz dziecko, innego człowieka, i
że masz jakieś z tym związane problemy. Np. takie, że po pracy wracasz do domu tak samo zmęczona i zaczynasz kolejny etat, zamiast relaksu i ciszy, nie odsypiasz zmęczenia w weekendy, nie masz weekendów, wakacji, ani zwolnienia chorobowego i jesteś
w pogotowiu mentalnie 24 na dobę. Myślę, że jakieś drobne problemiki możesz jednak posiadać😊 I nie chodzi o to, że zaraz dostaniesz zarzut, że po co sobie te dzieci robiłaś, skoro teraz narzekasz, tylko chodzi o to, że też możesz być po prostu zmęczona i tylko i wyłącznie to masz na myśli.
A z drugiej
strony słyszysz – jedziecie z dzieckiem na wakacje? Przecież to udręka, a nie żadne
wakacje. Nie wyobrażam sobie tak odpoczywać.
Hmm…a co mam zrobić? Oddać do hoteliku
dla zwierząt czy schroniska, jak już sobie to dziecko urodziłam, czy jak? 😊
Dziecko to
katastrofa i koniec życia, podróży, wyjść, imprez, snu i w ogóle wszystkiego.
Ktoś nieposiadający dziecka na stanie mówi koniec, a ja mówię początek, tak naprawdę
wszystkiego nowego, fascynującego, cholernie trudnego, i…to niestety ja mam
jakikolwiek punkt odniesienia
i przekonywanie mnie na siłę jak mam do dupy jest
trochę kretyńskie, że tak delikatnie to ujmę.
MUSISZ WIEDZIEĆ
Chciałabym, żeby
w szpitalu wyposażano kobiety w tę wiedzę, którą zdobywa się być może czasem za
późno, dla naszej psychiki za późno…że będzie trudno, będzie ciężko jak jasna
cholera, czasem będziesz chciała wyrzucić wózek z zawartością przez okno, a
czasem wyjść i nigdy już do tego domu nie wrócić, ale będzie też pięknie, będzie
radośnie, całe morze radości i chwil, które chcesz zasuszyć jak czterolistną
koniczynę, żeby wracać
i odtwarzać momenty klatka po klatce, sekunda po sekundzie…Chciałabym,
żeby każda wiedziała, że wszystko mija i niestety te chwile, które zatrzymujemy
wszelkimi możliwymi sposobami w pamięci i te, o których pamiętać nie chcemy,
które staramy się przeżyć, zagryzając zęby. Te wszystkie łzy, bezradność, niezrozumienie,
ten rodzący się i trwający przy Tobie już do końca życia strach są normalne i
bardzo naturalne.
NIE SŁUCHAJ INNYCH
I jeszcze jedna ważna
rada – nie słuchaj innych, słuchaj tylko siebie
i swojego instynktu, to Twoje
życie, a ludziom nie dogodzisz i dogadzać nie musisz.
Zawsze będzie źle:
– wracasz szybko do pracy zawodowej - jesteś
złą, wyrodną matką,
- nie wracasz do
pracy - jesteś leniwą kurą domową,
- masz pasje i swój czas - jesteś egoistyczna, biedne
dziecko z ojcem zostało, a ta wymyśla głupoty, obiad by lepiej ugotowała,
- nie masz nic
oprócz życia domowego - jesteś nieciekawa, masz wyprany dzieckiem mózg i w
ogóle o siebie nie dbasz,
- oddajesz dziecko do żłobka – zła matka, nie
chce jej się samej dzieckiem zająć,
- nie oddajesz – nie dbasz o rozwój malucha,
- a jak już w
końcu wychodzisz na miasto na to wino to jeśli rozmawiasz
o dziecku – jesteś ograniczona,
ciąża Ci mózg wyprała, tylko o tych bachorach, pieluchach i kupach, żal!
- nie rozmawiasz
o dziecku – wyrodna matka, wyrwała się w końcu, to nie przyznaje się, że ma
dziecko, pewnie gówniarz niegrzeczny, terroryzuje ją
i nie ma o czym opowiadać,
bo musiałaby przyznać, że do dupy jej to wychowanie wychodzi i jest
beznadziejna,
- karmisz piersią – uwiązała się tylko, potem nie
odzwyczai, nigdzie przez pół życia nie wyjdzie bez dziecka,
- karmisz mlekiem modyfikowanym – co za wyrodna, leniwa krowa, truje dziecko, a mleko matki to samo dobro, po co sobie dziecko robiła jak własnego ciała jej szkoda poświęcić, itd., itd…
To są autentyczne
przykłady zebrane z różnych tekstów, rozmów, komentarzy i niestety…życia.
NIC NIE JEST ANI TYLKO CZARNE ANI TYLKO BIAŁE
Nie dajmy sobie wmówić, że wszystko jest białe albo czarne, że ktoś inny wie jak zorganizować nasze życie lepiej i wie też jak powinnaś wychowywać swoje dziecko. To nie tak, że dziecko jest albo rozwydrzone, albo głośne, albo super grzeczne, bo to co widzi ktoś często przez ułamek sekundy, jest tylko…ułamkiem z tej codzienności. To, że widzisz jak dziecko rzuca się i wrzeszczy na ulicy po tym jak przejechała ciężarówka, nie znaczy, że jest rozwydrzone i miało kaprys się pod nią rzucić, a podły rodzic je bezczelnie zatrzymał, tylko może być chore, może być nadwrażliwe na dźwięki, z traumą itd.
To, że widzisz jak po sklepie biega rozwrzeszczane
dziecko, a za nim matka,
z drugim pod pachą, łapiąc w panice
wszystko co może spaść z półki, po przejściu tego huraganu, nie znaczy, że sobie
nie radzi i nie powinna mieć dzieci. To może znaczyć jedynie, że jej dziecko
przeżywa trudny czas rozwojowy, ma taki temperament i emocje, co do których
jeszcze nie ma kompetencji, żeby jakoś ogarnąć, być może ma spore trudności w
zakresie rozwoju, a matka robi co może, żeby ratować sytuację, która czasem jej
też wymyka się z rąk. Spójrzmy z empatią na te sytuacje rodzicielskie, których
świadkami jesteśmy i zamiast rozdawania kart czarne-białe, raczej zapytajmy,
czy możemy jakoś pomóc 😉 Zawsze
widzisz tylko fragment czyjegoś życia, nie masz pojęcia o jego całokształcie.
Robiąc bilans
zysków i strat swojego macierzyństwa, wciąż uważam, ale zaznaczam JA uważam, że
wygrałam los szczęścia na loterii i nie wyobrażam sobie nie być mamą. Moja
paleta odcieni szarości co dnia jednak urzeka mnie i pilnuje, żebym nie
odleciała za bardzo ani w białą ani czarną stronę mocy, bądź niemocy. Balans.
Balans i spokój, bo tylko spokój nas uratuje.
________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :)
Świetnie to napisałaś! Nic dodać, nic ująć! Całkowicie się zgadzam!
OdpowiedzUsuń